Bruchetta. Idealna alternatywa dla śniadaniowych kanapek z serem albo jajecznicy… robiona wyłącznie z polskich składników (dostępnych a markecie!), ale podkręcona ziołami i smażonym czosnkiem sprawia, że robi się sympatycznie niczym na włoskim wakacjach 🙂 Jej przygotowanie zajmuje tylko parę minut więcej czasu, a w zasadzie można ją przygotować wieczorem i rano tylko wrzucić do pieca.
W wersji “basic” potrzebne są:
- 1 puszka krojonych pomidorów,
- kilkanaście czarnych oliwek przekrojonych na połówki albo ćwiartki (można dać zielone. ja zdecydowanie wolę czarne)
- 3 – 4 łyżki oliwy z oliwek,
- sól, pieprz, drobno posiekane 2 ząbki czosnku, zioła prowansalskie albo bazylia,
- kajzerki (powyższa ilość wystarcza na przygotowanie bruchetty na 3-4 kajzerkach; kajzerki to najbardziej pospolite bułki na świecie, a przynajmniej w Polsce, ale ja bruchettę poznałam właśnie na kajzerkach, stąd jestem im wierna… ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby wymienić je na inne bardziej wypasione bułki, np. orkiszowe, grachamki albo ciabatte; te z ziarenkami nie pasują, bo ziarenka mogą się spalić, a bagietka może być zbyt “lużna” i nie utrzyma pomidorów),
- starty żółty ser do posypania,
w wersji “de luxe” (i gdy mamy więcej czasu) do powyższych składników można dodać: drobno pokrojone suszone pomidory, podsmażonego bakłażana albo cukinię, kapary… można zamienić zioła suszone na świeże i przesmażyć posiekany czosnek na oliwie, który pod wpływem gorąca zupełnie zmienia smak 🙂
Nagrzać piekarnik do 150 stopni. Pomidory przełożyć do miseczki razem z zalewą, dodać całą resztę składników i porządnie wymieszać. Kajzerki przekroić na połówki, ułożyć na blasze do pieczenia – jeżeli są świeże można je wrzucić na trzy minuty do piekarnika, żeby lekko podeschły (do bruchetty generalnie najlepiej nadają się “wczorajsze” bułki), a następnie nałożyć na każdą połówkę nadzienie pomidorowe. Posypać z wierzchu startym żółtym serem i wrzucić do pieca na około 8 – 10 minut, aż ser się roztopi lub zarumieni. I już – ciepłe i chrupiące śniadanie na stole. Mnie najwięcej radości daje ono w zimie, bo i pomidory są, i fajnie się zajada 🙂